W Anglii nie byłem. W rozmowach z tymi którzy tam byli, najczęściej pytamy o kwestie ekonomiczne, rzadziej o zwyczaje. Ostatnio bardzo się zdziwiłem, gdy od kolejnej osoby dowiedziałem się, że tam przechodzi się przez ulice nawet na czerwonym świetle, nawet, gdy w pobliżu stoi policjant. Że to jest tam normalne i wyzbyto się bezmyślnego odruchu Pawłowa, - czerwone -stać!, nawet gdy nic nie jedzie. Ostatnio i u nas się mówi, że skoro samochody mogą warunkowo przejechać czerwone, (zielona strzałka), gdy nie ma pieszych, to i pieszym powinno być wolno przejść, gdy nie ma samochodów.
Ja niestety, jako pieszy często przechodzę w różnych miejscach na czerwonych, oczywiście, gdy nie ma samochodów. Wnerwia mnie podporządkowywanie się 'myśleniu za mnie' i stanie i czekanie, gdy jest to absurdalne.
Znam ludzi z pesy, którzy wciąż wściekają się, gdy po wyjściu z autobusu przy dworcu, by dojść do bramy zakładu, muszą przejść 6

przejść ze światłami. Przemienne cykle tych świateł dodatkowo wydłużają czas przejścia i powodują kolejne wnerwy. A wystarczyło by tylko zrobić jedno przejście w 'starym miejscu', oznaczonym strzałką. Zrobić płotek o jedno, czy dwa przęsła krótszy. Na 'zielone' w tym miejscu dla pieszych, jest czas. Są fazy świateł, w których z obu kierunków nic nie nadjedzie, bo samochody mają 'czerwone'.
Ludzie i tak 'po cichu' skracają sobie tam drogę. A policja wie o tym i co jakiś czas czai się tam na 'przestępców', łapiąc ich z dumą.
Czuję, że ten absurd, za jakiś czas, w jakimś sensie tam zniknie. Tylko co (i kiedy), będzie pierwsze? Czy zmiana przepisów o przechodzeniu na czerwonym, czy jednak, przywrócenia przejścia w tym miejscu?