Relacja Józefa Spornego na temat śmierci jego starszego brata Mieczysława Spornego zamieszczona w książce S. Wojciechowskiego "Zapomniane pokolenie. Polonia 1920-1949":
Mama w sprawie śmierci syna zeznawała w 1960 r. przed Komisją Badań Zbrodni Hitlerowskich. Rozmawiałem 4 września z kolegą brata z patrolu, tym który przeżył. Swój trochę inny od matki opis opieram o jego relację. O 22.00 na patrol wyszło trzech chłopaków: mój brat, Rubiński (mieszkał przy Chopina, po prawej stronie, patrząc od Moniuszki, niedaleko stadionu) oraz Niemiec Drose (mieszkał przy Moniuszki, trzeci dom za Chopina, po tej samej stronie ulicy co my). Drose to był dzielnicowy kolega Mietka. Pani Drose, matka chłopaka, była przyjaciółką mamy. Prawie codziennie nas odwiedzała przed wojną. Lubiły z mamą poplotkować. My z Mietkiem nie lubiliśmy, jak przychodziła do nas. Dlaczego? Kobiety rozmawiały po niemiecku, a nas ten język używany w naszym domu po prostu raził. Wracając do feralnego wieczoru. Po jakimś czasie patrolu, gdy chłopcy doszli do skrzyżowania Moniuszki z Chopina, Drose, który chodził z nimi bardziej dla towarzystwa, a może po prostu ich pilnował i patrzył co robią, zostawił chłopaków, pożegnał się i poszedł do domu. „Mieczek” i Rubiński skręcili z Moniuszki w Chopina i poszli w kierunku stadionu. Gdy doszli do ostatniej willi przy Chopina 28, w której mieszkał dowódca dzielnicowy LOPP Grycza, stanęli na rogu ulic Chopina i Sportowej. Tam wtedy stała pompa. Posiadłość Gryczy otoczona była gęstym żywopłotem. W pewnym momencie chłopcy usłyszeli (to było około godziny 23.00), że od strony Poniatowskiego nadjeżdża w ich kierunku wóz. Podeszli bliżej żywopłotu i oczekiwali z zainteresowaniem, kto jedzie wozem. Z chwilą gdy wóz był od nich około 20 m, zza żywopłotu, z podwórza posiadłości pana Gryczy, z bardzo bliskiej odległości padł strzał. Mietek dostał kulą prosto w skroń, padł zabity na miejscu. Wozem, okazało się, jechali polscy żołnierze (mama cały czas do swojej śmierci upierała się, że to byli przebrani Niemcy, ale wg mnie wozem jechali Polacy). Na odgłos strzału jeden z żołnierzy wyskoczył z wozu, krzyknął w kierunku Rubińskiego po niemiecku „ręce do góry”. Gdy ten podnosił ręce, w dłoni trzymając broń, żołnierz, nie widząc właściwie, co chłopak robi, a mógł w tych ciemnościach przypuszczać, że składa się on do oddania strzału, sam strzelił do niego. Trafił kolegę Mietka w dłoń od wewnętrznej strony. Po ranieniu Rubiński padł na ziemię, żołnierz wskoczył do wozu i odjechali w pośpiechu w kierunku ul. Jagiellońskiej [nie w kierunku Bazyliki, jak jest zamieszczone w książce Serwańskiego o bydgoskiej „Krwawej niedzieli” – przyp. S.W.]. Chwilę później ranny kolega „Mieczka” chciał go przenieść, przeciągnąć do domu, w którym mieszkał (Chopina 26), w jego kierunku ponownie tym razem zza muru stadionu zaczęto strzelać. Zostawił on brata i czołgając się, udał do domu. Chwilę później przy stadionie rozległa się kolejna strzelanina – wymiana ognia. Dywersanci ponownie dali znać o sobie. Tyle sam patrol.
Więcej informacji m.in. na temat samego Spornego w książce.
|