Prawdopodobnie mostu wąskotorówki nie da się uratować! I to tylko i wyłącznie dlatego, że Koronowem rządzi pewien nieudacznik, który martwi się tylko o własne interesy mając wszystkie inne sprawy miasta w głębokim poszanowaniu. Pozwolę sobie na dosłowne zacytowanie artykułu autorstwa pana Jacka Gratkowskiego, który dzisiaj ukazał się w GR Powiat:
Most wąskotorówki na krawędzi katastrofy
"Jeszcze bardziej osunęła się ziemia z nasypu zabytkowego mostu kolejki wąskotorowej w Okolu. Jedynym ratunkiem jest zwiększenie zakresu prac, które pochłoną dodatkowo pół miliona złotych.
Osuwisko w Okolu to efekt niestabilnego podłoża, w którym znajdują się warstwy przepuszczające wodę na przemian z iłami i glinami. Stojący już prawie 120 lat most kolejki wąskotorowej jest zagrożony. Na skutek zerwania powstałej wiek temu drenarki, pogłębia się proces erozji gleby, wypłukiwanej przez wody gruntowe, skutkiem czego dochodzi do osuwania się mas ziemnych. Do takiej katastrofy doszło trzy lata temu, gdy odsłonięty został filar. Prowizoryczne prace zabezpieczające oraz drenarka wykonana na nasypie, niewiele dały.
Gmina we współpracy ze starostwem pozyskała środki rządowe na zabezpieczenie osuwiska. Prace rozpoczęto latem tego roku. W oparciu o ekspertyzę geologów z Polskiej Akademii Nauk określono zakres robót. Aby odbudować nasyp wykonywana jest konstrukcja z żelbetonowych palisad i koszy, które mają zabezpieczyć przyczółek mostu przed napieraniem mas ziem, bo to mogłoby doprowadzić do najgorszego.
Gdy już wszyscy cieszyli się, że most będzie zabezpieczony i za jakiś czas stanie się częścią trasy rowerowej, doszło do małej katastrofy. Znów osunęła się ziemia z nasypu. Urzędnicy zareagowali.
W urzędzie wojewódzkim spotkali się wicewojewoda Zbigniew Ostrowski, burmistrz Stanisław Gliszczyński, starosta Wojciech Porzych, wykonawca i inspektor nadzoru, geolog i projektant. O wynikach ustaleń poinformował starosta Wojciech Porzych.
Okazuje się, że osuwisko w Okolu jest jeszcze poważniejsze niz założyli to geolodzy z PAN. Niestabilny grunt znajduję się jeszcze głębiej niz pierwotnie ocenili to naukowcy. Dlatego trzeba wykonać dodatkowe prace. Przykładowo, zamiast dwóch rzędów larsenów, trzeba wstawić w grunt cztery. - Osuwisko jest bardzo nieprzewidywalne, stąd trzeba prace kontynuować. Nie ma możliwości przerwania robót - podkreślił starosta Porzych. Koszt dodatkowych prac jest niebagatelny - około pół miliona złotych. Do tej pory wydano około 1 miliona złotych"
Do głowy nasuwa mi się szereg pytań: 1. Ile panowie z PAN wzięli za przeprowadzenie badań i czy czują się odpowiedzialni za zaistniałą sytuację. 2. Dlaczego tak późno rozpoczęto pracę przy moście. 3. Kiedy w marcu interweniowałem, że przy moście zauważyłem kolejne tąpnięcia, dlaczego każdy zapewniał że nic się nie dzieje? Ewidentnie było widać, że jest coś nie tak, gdyż woda lała się po skarpie hektolitrami. 4. Dlaczego wszystko robione jest tak tanim kosztem? Larseny wykonane z "chińskiego metalu", które jak widać na zdjęciu, zamieszczonym powyżej gną się. Mam nadzieję, że żelbetonowe palisady i kosze leżące przy moście nie zostały użyte do zabezpieczania. Przecież one wyglądały jakby przeleżały gdzieś w trawie z 50 lat. Nie znam się dokładnie na larsenach ale wbijać je w żwirek chyba nie jest rozsądna rzeczą. 5. Dlaczego w całym zamieszaniu nie uczestniczy konserwator zabytków. Przypomnę, że ziemia zaczęła się osuwać, kiedy "ktoś" zezwolił na to aby pod zabytkowym mostem puścić rurę kanalizacyjną!!! 6. Jeszcze do niedawna burmistrz twierdził, że drenaż jest wykonany prawidłowo. To dlaczego firma, która miała naprawić osuwisko na samym początku zaczęła wykonywać kolejne drenaże? Ktoś coś próbuję zataić? 7. Dlaczego nie przygotowano drogi dojazdowej do mostu. Firma z Chojnic chciała wjechać na teren budowy, lecz nie miała jak tam się dostać. Kolejne tygodnie mijały tylko i wyłącznie dlatego, że "ktoś" zapomniał o jednej z najważniejszych rzeczy.
|