Hrab napisał;
Cytuj:
Klasycznie to chodził latarnik i zapalał od płomienia lub jakiegoś iskrownika na kiju, bo lampy były niskie.
Pod koniec lat 60 ub.W , na moim ukochanym Okolu, przed zapadnięciem zmroku , przyjeżdżał na rowerze pan , zwany popularnie latarnikiem i zapalał kolejno pobliskie lampy. Ponownie zjawiał się o świcie i gasił je.
Miał ściśle wytyczony rejon z podległymi mu ulicami . Zapalenie się i gaszenie powodował długim kijem , zakończonym haczykiem i palącym się łuczywkiem. Zapalenie lampy gazowej polegało na poniesieniu haczykiem dźwigni zaworu zamykająco- otwierającego przepływ gazu a następnie podpalenie dyszy zapalonym łuczywkiem.
Gaszenie było prostsze ; wystarczyło haczykiem zamknąć dźwigienkę zaworu.
Oprócz długiej tyczki , miał przewieszoną na ramieniu niewielką drabinę, za pomocą której usuwał na bieżąco drobne usterki .
Trochę już pisałem o tym ;
viewtopic.php?f=28&t=2456&p=18098&hilit=lampa+gazowa#p18098W najbliższym czasie postaram się uzupełnić braki w tym wątku i dopisać kolejne.
Wracając do meritum ;
Jeżeli to faktycznie dalekosiężna lampa gazowa, to być może , że za pomocą systemu linek dostarczano osłonięty płomień w formie np. lampy naftowej lub zapalonego łuczywa na szczyt masztu, podobnie jak kiedyś miało to miejsce w semaforach kolejowych.
Zapalenia gazu w dyszy lampy musiał jednak dokonać sam latarnik, wchodząc po drabince na top.
Co dawało takie rozwiązanie ? ...wolne ręce wspinającego się latarnika .
W widocznych skrzynkach mogły mieścić się przybory latarnika i np. " winda korbowa" z "pieskiem".
Zastanawia jednak ewentualny sens stosowania takiego oświetlenia w tym miejscu.
Można było gęściej rozlokować zwykłe lampy lub umieścić je na pobliskich budynkach.