
Ulica Farna. Krótka uliczka. Rzecz, a właściwie pewne 'powiązanie' o którym chcę opowiedzieć, dotyczy budynku nr 6, oraz 'mojej starej' kamienicy na Garbarach, nr 12. Dodam jeszcze, że wspomniany budynek (6), to trzeci, licząc od prawej strony.
Od czasów powojennych, (jeśli nie wcześniej) był w nim, na parterze punkt usługowy, tzw. 'zakład fotograficzny'. Obsługiwał głównie śluby i przyjęcia we Farze. Wykonywane były tam też i inne zdjęcia np. do dokumentów, czy różne prywatne... Tam też były robione moje najstarsze zdjęcia z dzieciństwa...
Po wejściu do środka, w pierwszym pomieszczeniu załatwiało się formalności. Głębiej były ze trzy schodki i dalej za drzwiami... olbrzymi pies! Taki wielki z perspektywy dziecka wydawał mi się ich (właścicieli zakładu) 'Dox', pies rasy bokser. I choć był on ponoć łagodny jak baranek, zawsze się go bałem. W czasie 'sesji', w której powstało parę różnych zdjęć, pozowałem na tych schodkach. I było wiele powtórek, bo nie mogłem się skupić i uspokoić. Wciąż wydawało mi się, że zamknięty za moimi plecami pies, zaraz wyskoczy i...
Każdego ranka para 'dziadków' przychodziła tam i otwierała swój zakład. Wieczorem wracali do domu. Zawsze o tej samej porze, bez pospiechu. W spokojnym rytmie.
Stary pan fotograf nazywał się Mięsikowski, lub Mysikowski - tak zapamiętałem z dzieciństwa. Były jeszcze dwie starsze panie. Jedna była żoną, a druga chyba siostrą, ale nie pamiętam czyją. I ta zostawała w zakładzie. Pewnie mieszkała w bocznym pokoiku.
A państwo fotografowie mieszkali, jak wspomniałem na Garbarach. Zajmowali jedyny w całym domu pokój z balkonem, na II piętrze, do ok. początku lat 70-tych XXw.

Pan M. robił dużo zdjęć. 'Po sąsiedzku', przysyłał rodzicom własne fotki z wakacji, tak jak pocztówki. Na wywołane gdzieś tam na miejscu zdjęcia pocztówkowe, naklejał znaczek, pisał wiadomość, czy pozdrowienia, potem adres i... I to do nas docierało.
Niestety nie pamiętam czyją własnością był ten zakład. Przypominają mi się tylko jakieś rozmowy starszych, że kiedyś ktoś komuś umarł (pewnie którejś ze starszych pań) i że pierwszy właściciel miał nazwisko Zaremba i dlatego taką nazwę do końca miał ten zakład.
Ale i ta przypomniana tu trójka starszych ludzi, też umarła. Nie pamiętam które z nich umarło ostatnie. Nie mieli dzieci. Na początku lat 70-tych, przyjechała jakaś 'spec grupa' i zaczęła opróżniać opuszczone na Garbarach mieszkanie. Wynosili na podwórze i wyrzucali do śmietników i obok, wiele starych sprzętów i rzeczy. Za zbyteczne śmieci uważano wtedy stare papiery gazety czy zdjęcia... Duuużo zdjęć! Ale nikt wtedy nie pomyślał o ich przyszłej wartości historycznej! W pewnym momencie z chłopakami przełamaliśmy 'wstyd' i na chwilę poszliśmy szukać 'skarbów'... Moim łupem była szklana butelka chyba po perfumach w kształcie żaby. Była piękna! Znalazłem również kryształowego żółwika. Były też tam przedwojenne medale i jeden z nich też zabrałem. POLSKA SWEMU OBROŃCY - taki był na nim napis. Było pewnie jeszcze parę innych rzeczy, ale te zapamiętałem najbardziej. A potem prawie wszystko 'przehandlowałem'.
Nie pamiętam, czy ten zakład potem, po ich śmierci, ktoś przejął. Czy też może został wkrótce zamknięty... I wielka szkoda, że spora ilość wartościowych zdjęć zrobionych przez pana M., świadectw jego czasów i życia, została utracona.
A to jeden z medali ( odznaczeń?), który wtedy znalazłem...
