Minął już tydzień od kiedy wystartowaliśmy w rowerową podróż wokół Zalewu Koronowskiego. Czas najwyższy opisać jak było i pokazać na forum trochę zdjęć. Na filmy musimy jeszcze trochę poczekać.
Zastanawiam się co by tu napisać, by się nie rozpisać za dużo

W odróżnieniu od zeszłego roku teraz mieliśmy lepszą pogodę, a można powiedzieć, że każda inna niż poprzednio jest lepsza.
Było nas 21 osób, niektórzy w dzień startu wracali do Bydgoszczy ale zdecydowana większość jechała z chęcią spędzenia razem dwóch dni.
O miejscach, które zwiedziliśmy po drodze do Piły pisałem w zapowiedzi. Szczegółowe informację o kilku z nich można znaleźć w broszurce, którą każdy z uczestników mógł wybrać spośród różnych materiałów "promocyjnych" dostępnych na miejscu zbiórki.
Na zdjęciach dokładnie zobaczycie co zastaliśmy i co tam robiliśmy.
Nie obyło się bez strat. Kolega Adam stracił przerzutkę, pękło jej mocowanie i wkręciła się w zębatki (sic). Usunięta, łańcuch skrócony i na sztywno dalej w drogę. Niestety to rozwiązanie się nie sprawdziło. Telefon po samochód zabezpieczający (Paint Coat Consulting) i podwiezienie kolegi wraz z rowerem do Bydgoszczy po czym tego samego dnia Adam dołączył do nas na sprawnym rowerze. Dodajmy tutaj, że to była jego pierwsza wyprawa z cyklu "Bunkier na rowerze". Kilka kilometrów dalej Łukasz "zgubił" powietrze w kole. Wymiana dętki rozwiązała skutecznie sprawę. Zaglądając na zamek w Nowym Jasińcu spotkaliśmy przy pracach archeologicznych zgadnijcie kogo? Niektórzy pewnie odgadli od razu - przywitaliśmy się z Robertem Grochowskim. Oczywiście nie obyło się bez opowiedzenia historii tego miejsca, jak zwykle ciekawie i interesująco. Trudno było się pożegnać bez zadawanych pytań na tematy bliższe nam czyli Bydgoszczy. Niestety Robert musiał wracać do pracy, a my w trasę.
Do Piły wjechaliśmy z impetem, chcąc już zsiąść i w końcu przestać pedałować. Znalazło się kilku śmiałków dla których dobicie na swoim liczniku do 100km było obowiązkiem. Łukasz, Piotr, Wojtek i Tomek ruszyli na pizze do Tucholi (zahaczając Piekiełko). My w tym czasie rozgościliśmy się, zaparkowaliśmy, trochę skonsumowaliśmy i skorzystaliśmy z pięknych okoliczności przyrody. Tradycją już jest kąpiel w Brdzie. Niestety tak jak rok temu liczba głów wystających z wody wynosiła 4. Chciałbym kiedyś zobaczyć w tej rzece, w tym miejscu minimum 10 ludków, chociaż miejsca niezbyt dużo. Gdzieś tam w międzyczasie pograliśmy (też już tradycyjnie) w frisbee.
Wieczorem pogoda nam trochę marudziła ale tylko trochę. Kiedy już słońce zachodziło i wieczór był bliski udaliśmy się w gości do Górniczej Wioski. Przed bramą przywitała nas para: Agnieszka i Wojtek reprezentujący Stowarzyszenie Mieszkańców i Miłośników Piły nad Brdą BUKO. Przechodząc obok zagrody z kozami i królikiem dotarliśmy do budynku w którym mieściła się makieta. Usłyszeliśmy tam wszystko co powinniśmy wiedzieć o starych kopalniach w Pile. Koleżanka Agnieszka wszystko ładnie nam wyjaśniła od tego jak to się wszystko zaczęło aż do tego co dzieje się dzisiaj. W tym czasie na zewnątrz zapadł już zmrok i dokładnie o to chodziło, bo w ciągu dnia zwiedzać może każdy, a nam chodziło o nietypową wizytę w tym miejscu. Ruszyliśmy na skansen gdzie znajduje się odkopane wejście do kopalni i fundamenty budynków technicznych. Tam spotkaliśmy tajemniczą postać w kapturze i z brodą. Niektórzy zareagowali spostrzeżeniem: Gandalf? albo: Pokemon?

Był to Skarbnik strażnik kopalni. W jego towarzystwie spędziliśmy sporo czasu wysłuchując opowieści kopalnianej treści. Kto był może śmiało pisać o wrażeniach, a myślę, że są pozytywne, bo o takim spotkaniu nikt nie wiedział (oprócz mnie

Po zwiedzaniu Górniczej Wioski, po pożegnaniu się z Agnieszką i Wojtkiem (no i oczywiście ze Skarbnikiem) wróciliśmy na miejsce noclegu, do naszej agroturystyki gdzie po pewnych problemach rozpaliliśmy ognisko i przy nim spędziliśmy kolejne godziny. Parę minut po godzinie pierwszej ostatnie osoby odeszły od ognia.
Dzień drugi (około godziny 8:00) przywitał nas słońcem. Ogarnięcie się trochę nam zajęło i o godzinie 9:00 wszyscy stanęli gotowi do powrotu do Bydgoszczy. Droga była kręta, piaszczysta, wyboista i miejscami mokra, przez co bardzo ciekawa. Zdarzyły się małe incydenty jak upadek czy stanięcie w połowie kałuży ale to tylko dodawało smaczki naszej podróży. Na naszej trasie znajdowała się stacja Pruszcz Bagienica na której straszy parowozownia oraz opuszczone budynki przy budynku dworca (wieża i nastawnia). Obrotnica stawiała nam opór, nie chciała drgnąć ale w końcu uległa. Jej ruch zarejestrowaliśmy na materiale video. To są historyczne chwile, bo stacja i parowozownia z obrotnicą z roku na rok są w coraz gorszym stanie, niestety. Jadąc dalej zrobiliśmy miły postój na plaży w Krówce, a miły dlatego, że jest tam ładna plaża i trafiliśmy na pustki na niej. Trochę ochłodzenia się w wodzie, rozmów, przyglądania się płetwonurkom (którzy szukali Sławka okularów) i ruszyliśmy dalej. Pozostała nam bardzo długa można powiedzieć nudna droga. Asfalt, asfalt i asfalt. Już czuliśmy, że to koniec.
Pożegnaliśmy się jeszcze przed Koronowem przy sklepie. Każdy już myślał o domu, odpoczynku i rodzinie. Niektórzy jeszcze spotkali się na ponoć najlepszych lodach w Koronowie (ulica Dworcowa).
Pozostaje mi na koniec prosić Was o wyrażenie swoich zdań, opisaniu swoich wrażeń i podzielenie się zdjęciami.
Kolejnych wypraw z cyklu "BUNKIER na rowerze" wypatrujcie na naszym forum. Szykuję się kilka tematów ale czy się zrealizują to po części zależy też od Was. Piszcie, kontaktujcie się, bądźcie z nami w kontakcie! Poniżej trochę zdjęć i linki do innych.
Dziękujemy partnerom:
- firmie Paint Coat Consulting -
http://www.paintcoat.pl za samochód, który pomagał w transporcie
- Stowarzyszeniu Mieszkańców i Miłośników Piły nad Brdą BUKO -
http://www.gorniczawioska.pl za nocne zwiedzanie ze Skrarbnikiem