I mamy rozwiązanie.
Każdy z Was miał trochę racji.

Rozmawiałem z dwoma osobami: Kapitanem Żeglugi Śródlądowej - emerytem - który pływa statkami od 1958 roku. Drugim Kapitanem, armatorem, pasjonatem, "kolekcjoner" barek. Oto co powiedzieli ponad wszelką wątpliwość.
1. Otóż w czasie II wojny światowej i krótko po niej w owej zatoczce funkcjonowała żwirownia. Była to żwirownia (kopalnia piasku) z której czerpano piasek ręcznie; przy pomocy łopat ładowano na wozy konne. Tu ważne - nie było żadnych urządzeń mechanicznych, ani portowych.
O wydobywaniu piasku świadczy nierównomierne ukształtowanie terenu przy końcu zatoki.
2. Po wojnie w okolicach mostu głębokość wynosiła około 2 metrów. Jako dzieciak jeden z nich się kąpał i dobrze pamięta, że można było głęboko.
3. Od około 1958 roku w zatoczce były składowane bale drewniane w formie tratw, które moczyły się w wodzie, aby nie wyschły przed spławieniem do tartaku. Niestety nie są obaj powiedzieć do kiedy korzystano w takiej formie z zatoki.
Tratwy wpychane były ręcznie, ale również przy pomocy małego statku.
4. Do "kółeczek" na filarach z dwóch stron (!) mocowano łańcuch który połączony był z dużym drewnianym balem ułożonym pod mostem w poprzek ujścia. Tak zamocowany do mostu bal stanowił swoistą zaporę aby moczone drzewo nie wypłynęło do toru regatowego.
5. Na moście po zachodniej, zewnętrznej stronie, dokładnie na jego murze znajdował się napis z datą wybudowania mostu. W mur uderzyła ciężarówka która mur przewróciła do wody i napis znikł. Data jaka znajdowała się na owym murze to prawdopodobnie 1895 rok. Jednak nie można potwierdzić tej daty z cała pewnością. Była słabo widoczna.
6. Miejsce nie było zbyt szczególne i nie przywiązywało się do niego większej uwagi.
Ponad wszelką wątpliwość nie był to port, ani nawet przystań. Czerpano stąd żwir lub piasek (ręcznie) i moczono tratwy, a ów statek wpływał sporadycznie z tratwami.
I to chyba tyle o ZATOCE.